15 lip 2014

I Dark Side of Soul

Naciągnął kaptur na oczy i ruszył przed siebie. Chłodny powiew wiosennego wiatru wzburzył dawno nieścinane włosy, a lodowaty deszcz nieubłaganie kapał na jego poranioną rękę. Zaklął głośno, chowając ją pod poły płaszcza i przyspieszył kroku. Czuł, jak ciepła, lepka ciecz spływa powoli po dłoni, aż znika wchłonięta przez lniany rękaw koszuli. Tym razem się przeliczył. Zbyt mocno wierzył w swe umiejętności. Został zraniony i choć było to ledwo draśnięcie, wiedział, że nie dożyje ranka. Nie docenił przeciwnika, czego skutkiem była nieuchronnie zbliżająca się śmierć. Paląca, ognista maź szybko rozprzestrzeniała się po jego ciele, jej śmiercionośne skutki odczuwał już w okolicach żeber. Nie zostało mu wiele czasu. Sam nie wiedział, czy bardziej boli go świadomość klęski, czy fakt, iż nie zdołał dostarczyć panu potrzebnych informacji. Zacisnął zakrwawione palce na rękawie koszuli i potykając się o własne nogi, zszedł w dół zbocza w kierunku tlącego się w oddali ogniska. Wymruczał pod nosem długą wiązankę siarczystych przekleństw i oparł głowę o pokryty mchem pień starego drzewa. Czuł, jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Rozejrzał się dookoła i uśmiechając się gorzko, osunął się na ziemię.
 -A niech to szlag- mruknął, czując, że trucizna sparaliżowała mu już całą dolną część ciała.
Syknął głośno i popatrzył na źródło promieniującego, przenikliwego bólu. Rana na dłoni pozieleniała na brzegach, a zamiast czarnej jak smoła krwi, sączyła się z niej zielonkawa, lśniąca ciecz. Nagła fala bólu całkowicie go wykończyła.
Zginając się w pół zwymiotował, uświadamiając sobie, że powoli traci czucie w wyższych partiach ciała.Zostało mu niewiele czasu. Nie miał wystarczająco dużo siły, by rzucić jakiekolwiek zaklęcie, nie wspominając nawet o teleportacji. Drżąca ręką poprawił tkwiącą w kieszeni płaszcza różdżkę i szepnął:
-Voldemort.
Reakcja była natychmiastowa. Światło ogniska zamigotało, a po chwili zgasło całkowicie. Dobiegające z oddali, przytłumione głosy umilkły. Nie minęła chwila, gdy tuż za jego plecami rozległo się nerwowe powarkiwanie. Fenrir Greyback uśmiechnął się szyderczo i kucając popatrzył w jego zamglone oczy.
-Tu jest!- krzyknął, odgarniając z czoła wilgotne od deszczu włosy- Semper Shakovic. Nie wyglądasz za dobrze.
-Odsuń się Greyback.
Wilkołak popatrzył na niego spod oka i po chwili wahania, ustąpił miejsca przywódcy. Semper z trudem przechylił głowę i zawiesił wzrok na szczupłym Szmalcowniku, który pochylając się nad nim, świecił mu w oczy różdżką. Jego długie, ciemne włosy przysłaniały lśniące dziko, brązowe oczy, które patrzyły na Shakovica z wyraźnym zainteresowaniem. Scabior zawsze zaskakiwał Sempera swym temperamentem. Z charakterystycznym dla siebie ironicznym podejściem do życia, wciąż parł przed siebie w poszukiwaniu przygód. Zadymiarz i awanturnik, nie raz wpadał w tarapaty, cudem uchodząc z życiem. Sam sobie sterem, sam sobie okrętem, postanowił przyłączyć się do Śmierciożerców tylko dlatego, że uciekanie przed nimi już mu się znudziło. Żądny ryzyka, miał nadzieję na nieco łaskawszy przydział. Niestety Czarny Pan chciał inaczej. Od tygodni przewodniczył grupie Szmalcowników, szukając zdrajców krwi i mugolaków, a jego największym atutem był śmierdzący, arogancki wilkołak. Nie tak miało być. Nie zapowiadało się jednak na to, by jego sytuacja miała się wkrótce polepszyć, toteż porzucił nadzieję i przyjął powszechnie wyznawaną zasadę. Żył chwilą, ciesząc się tym, co ma. Czasem dopadały go jednak własne słabości i właśnie wtedy z pomocą przychodziła mu ta gorsza strona jego natury. Wyzbywał się uczuć i zabijając innych, zabijał swą melancholię. Miał spore pole do popisu, bo poza nim, jedynym tak aktywnym Śmierciożercą była Lestrange, która obecnie przebywała na dworze Malfoyów. Został sam na polu bitwy. On, jego zapici, niedoświadczeni kompani i dziesiątki podobnych, niezorganizowanych zgraj.
-Co z nim zrobimy?- zapytał Greyback, wyrywając go z zamyślenia.
Scabior machnął nieznacznie ręką, odsyłając resztę grupy do obozowiska. Odgarnął włosy z czoła i spinając je w luźny kucyk mruknął:
-Gorzej już z nim nie będzie- westchnął ciężko i kucając obok Shakovica, przyjrzał się jątrzącej się z rany, zielonkawej mazi- Jad bazyliszka... Kto Cię tak załatwił Semper?
Shakovic wziął głęboki wdech i drżącym głosem wycedził:
-We...weasley. Bill Weasley.
Fenrir warknął gniewnie, słysząc doskonale im znane nazwisko. Scabior cmoknął niezadowolony i popatrzył na wilkołaka z naganą.
-Za dużo wrażeń, czy jak Greyback?- warknął- Nie widzisz, że nasz... znajomy ma nam coś do przekazania? A nie wydusi z siebie tego, jeśli wciąż będziesz fuczał jak niezadowolona kotka!
Wilkołak odsłonił groteskowo wyglądające, spiłowane kły, lecz zachował milczenie. Scabior uśmiechnął się zadowolony i wbił pełen chłodu wzrok w konającego Sempera.
-Gadaj.
-Po... Potter odnalazł medalion.

1 komentarz:

  1. Hermiona i Scabior? Wow gratuluję pomysłu bo jeszcze nigdy nie spotkałam się z tą parą. A po obejrzeniu Insygniów jestem jak najbardziej za :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine