15 lip 2014

II Do You Know The Enemy?

Wątłe światło księżyca oświetliło leżącą na mokrej, pokrytej igliwiem ziemi książkę. Tuż obok niej leżała druga, w równie godnym pożałowania stanie. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana i przysiadła na pokrytym mchem pieńku. Nie miała już siły. Za każdy, choćby najmniejszy błąd płaciła ogromną cenę. Była zmęczona i głodna, jednak nie to było jej największym zmartwieniem. Ścisnęła trzymany w ręku medalion i przymknęła wyczerpana oczy. W takich chwilach jak ta, marzyła o tym, by rzeczywistość okazała się koszmarnym snem. Odkąd opuściła Rona i Harrego, zrezygnowanie i żal, dopadały ją coraz częściej. Z dnia na dzień, coraz bardziej dokuczała jej samotność a na plecach czuła oddech Szmalcowników, którzy z każdym dniem, byli coraz bliżej. Wiedziała jednak, że nie może się poddać, nie ona. Nigdy z niczego nie rezygnowała, gdy raz podjęła decyzję była nieugięta, uparcie parła do przodu. Owszem, zmieniła się. Lecz dla dobra sprawy, ta jedna kwestia musiała pozostać w swym pierwotnym, nienaruszonym stanie.Poczuła promieniujące od medalionu ciepło i popatrzyła na niego spod oka. Horkruks niszczył ją coraz bardziej, z dnia na dzień coraz silniej na nią wpływając. Jedyną jej nadzieją było znalezienie miecza Gryffindora, który dzięki temu, iż wchłonął jad bazyliszka, był w stanie zniszczyć przeklęty medalion.
-Powinnaś się przespać- powiedziała do siebie, przeczesując palcami, targane przez wiatr włosy.
Po chwili wahania nałożyła amulet na szyję i po raz ostatni sprawdziła czy zaklęcia ochronne wciąż działają. Kilka razy obeszła położony w dole urwiska teren i zbierając porozrzucane książki, wróciła myślami do wędrujących przez dolinę Godryka przyjaciół. I choć to na jej prośbę rozdzielili się parę dni temu, teraz z trudem odganiała od siebie wizję powrotu. Wiedziała, że dla dobra wszystkich powinna kontynuować poszukiwania miecza, przecież… Parsknęła rozbawiona, zrywając amulet z szyi. Przypatrzyła się zawieszonemu na pozłacanym łańcuszku kamieniowi i z całej siły cisnęła nim o ścianę namiotu. Medalion brzęknął cicho, opadając na niepościelone łóżko. „Widzi Twoje serce, twoje myśli, twoje obawy! Musimy nosić go na zmianę…”. Słowa Harrego zabrzmiały w jej głowie niczym syrena policyjna.Wykorzystał mnie- pomyślała zdumiona i poczuła nagły przypływ nadziei.
-To twoja wina- szepnęła, wpatrując się w lśniący w bladym świetle lampy kamień. Nie poddała się. Walczyła i choć przegrywała tę bitwę, teraz jej losy mogły się odmienić. Wiedziała, że kamień wpływał na nią, wykorzystując jej słabości. Nie miała jednak pojęcia, że przeklęty medalion potrafił obrócić przeciwko niej, jej najsilniejsze karty, jej atuty. Jej pewność siebie.
-Gdybym miał serce, zapewne rozczuliłaby mnie twa chwila radości, w tych mrocznych, ciężkich czasach, Granger.
Hermiona drgnęła jak oparzona słysząc przepełniony jadem głos. Wszystko potoczyło się o wiele szybciej, niż myślała. Ledwo co sięgnęła po różdżkę, gdy mężczyzna, z charakterystycznym dla siebie szyderczym uśmiechem, wytrącił ją jej z ręki i schował w kieszeni czarnego prochowca.
-Jak…- przełknęła głośno ślinę, czując jak serce podchodzi jej do gardła- Jak się tu dostałeś?
Lucjusz Malfoy wzruszył ramionami i mrużąc swe kocie oczy wyszeptał:
-Magia. 


*

 Wynurzający się z krzaków lis rozejrzał się dookoła, czujnie nastawiając uszy. W jego dużych, brązowych ślepiach zalśniła ciekawość i nerwowo machając ogonem, podreptał w kierunku leżącego nieopodal ciała. Mokrym, czarnym nosem trącił jeszcze ciepłe zwłoki. Własnie zamierzał zatopić zęby w smakowicie wyglądającym udzie, gdy zielone światło rozświetliło panujący dookoła mrok. Kobieta wyminęła truchło zwierzęcia i  odgarniając z twarzy potargane przez wiatr, czarne włosy i popatrzyła z pogardą na stojącego przed nią mężczyznę.

-Znaleźliście coś?
Szmalcownik pokręcił gorączkowo głową i wyciągnął z kieszeni wymiętą, pożółkłą kartkę. Ponownie przestudiował wypisane na niej nazwiska i drżącym głosem powiedział cicho:
-Nie byli poszukiwani.
-A mimo to uciekali.
Bellatrix zmierzyła pełnym chłodu spojrzeniem nadchodzącego Śmierciożercę. Rosier podwinął rękawy swego czarnego niczym pióra kruka płaszcza i podśpiewując pod nosem tylko jemu znaną przyśpiewkę, pochylił się nad zwłokami. Skrzywił się z obrzydzeniem widząc w jak fatalnym były stanie. Nie cierpiał sztuczek stosowanych przez Lestrange. Owszem, sam nie miał nic przeciwko zabijaniu szlam czy zdrajców krwi, jednak wolał gdy odbywało się to nieco bardziej… humanitarnie. Wiedział, że nie jego jednego odrzucają metody Belli, mimo to nigdy nie śmiał zwrócić jej uwagi. Po pierwsze była szaloną, pełną gniewu zdzirą, która bez wahania potraktowała by go Avadą. Po drugie zaś, Lestrange była ulubienicą Czarnego Pana, z którym zawsze należało się zgadzać.Ignorując stojącą mu nad głową Bellatrix, przeszukał kieszenie trupa. Uniósł zdumiony brwi, widząc wyszyty na rękawie porwanego swetra symbol.
-Pokaż mi tą swoją listę- powiedział po chwili, przesuwając palcami po pozłacanych konturach znaku.
Szmalcownik drżącymi rękami podał mu kartkę i dokument znaleziony przy zwłokach. Bellatrix przestąpiła z nogi na nogę, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
-Zmiataj- wycedziła, w kierunku przerażonego mężczyzny, który błyskawicznie zastosował się do jej polecenia- Co tam masz?- zapytała, widząc zainteresowanie malujące się na twarzy Rosiera.Śmierciożerca jeszcze przez chwilę przyglądał się zniekształconej twarzy trupa po czym wstając, podał jej kartkę.
-Według dokumentów, dziewczyna nazywała się Valerie Hockley i była uczennicą Hogwartu.Lestrange przejrzała listę i zerkając spod oka na leżące u jej stóp ciało powiedziała:
-No i? Nie mamy tu takiej. To zwykły dzieciak…Rosier pokręcił głową i mocnym szarpnięciem oderwał rękaw z wyszytym symbolem.
-Popatrz na to.
Bellatrix ze zdumieniem przypatrzyła się kawałkowi materiału, zwisającemu z ręki Rosiera. Po chwili jej twarz wykrzywił szalony, pełen radości uśmiech. Przyklękła przy powykręcanych zwłokach i z zainteresowaniem przypatrzyła się twarzy trupa.
-A niech mnie- szepnęła, a Rosier wzdrygnął się, słysząc jej cichy, psychopatyczny śmiech- Córka Apolonii Delacour we własne osobie. Gdyby Cię teraz zobaczył nasz rudy zdrajca krwi, nie pomógł by ci nawet permanentny makijaż Fleur.

1 komentarz:

  1. Oj biedna Hermiona, wpaść na Lucjusza... Ciekawe co się z nią stanie, bo podejrzewam, że nic dobrego. Szkoda, że uśmierciłaś Fleur.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine