-Cento Onis.
Popatrzył
spod oka jak gęsty, niebieski dym w mgnieniu oka rozprawia się z płomieniami
dogasającego ogniska i podwijając rękawy swego skórzanego płaszcza, skierował się na północ.
Od
paru godzin rozkoszował się samotną wędrówką, która po tygodniach ciągania za
sobą bandy nieudaczników, była wspaniałą nagrodą. Potter wyświadczył mu nie
lada przysługę, kradnąc amulet z Ministerstwa Magii. Tuż o świcie wysłał
Greybacka i resztę zapitej hołoty, na spotkanie z Czarnym Panem. Miał nadzieję,
że jego gniew będzie równie niszczący, jak ostatnim razem, gdy jeszcze jako
niedoświadczony Szmalcownik, sam był chłopcem na posyłki.
Nagle
gęstą jak mleko mgłę rozdarł jasny, biały błysk. Scabior zmrużył zainteresowany
oczy i sięgnął po ukrytą w kieszeni różdżkę. Podkradł się do wielkiego starego
dębu i przywarł plecami do pokrytego mchem pnia. Skrzywił się niezadowolony,
widząc stojącego przed namiotem Malfoya. Uważający się za lepszego od innych,
bogaty, potrafiący podporządkować sobie ludzi, którzy powszechnie "coś
znaczą". Przez wiele lat był jednym z najbardziej oddanych i docenianych
ludzi Czarnego Pana. Teraz zaś stopniowo tracił w jego oczach, ku radości
czekających na awans Szmalcowników. To właśnie do jego rezydencji, położonej
kilkanaście mil stąd, Scabior zmuszony był przyprowadzać interesujących
Czarnego Pana zbiegów. I choć rodzina Malfoyów była mu stosunkowo obojętna,
atmosfera panująca na Dworze przytłaczała go. Grube, marmurowe ściany
przesiąknięte były zapachem krwi, a przechodząc przez pokój przesłuchań, czuć
było osiadające na rękach, lepkie, szkarłatne drobinki, które niczym iskry z
rozżarzonego ogniska, wypalały na skórze niezacieralny ślad. Przelewanie krwi,
nie było mu obce, ba lubował się w tym! Jednak patrzenie, jak robi to
Lestrange...
-Scabior-
syknął głośno Lucjusz, zerkając na niego kątem oka.
Szmalcownik
drgnął na dźwięk przenikliwego, pełnego gniewu głosu Malfoya i chowając różdżkę
w tylną kieszeń kraciastych spodni podszedł bliżej. Przystanął parę metrów od
celującego w ukrytą w namiocie postać Śmierciożercy i skłonił się nisko.
-Witam
Panie Malfoy- powiedział, uśmiechając się fałszywie.
Co
jak co, ale wyniszczony przez Azkaban Malfoy, nie wyzwalał w nim uśmiechu.
Lucjusz
machnął nieznacznie dłonią a postać w namiocie osunęła się z jękiem na ziemię.
Śmierciożerca odgarnął z czoła swe śnieżnobiałe włosy i popatrzył na
Szmalcownika spod oka.
-Gdzie
reszta twojej hołoty?
Scabior
skrzywił się lekko, słysząc lekceważący ton głosu Malfoya. Doprawdy, ciężko cię
lubić- pomyślał, obdarzając Lucjusza pełnym ironii spojrzeniem.
-Od
dzisiejszego ranka goszczą na pańskim dworze.
Malfoy
uniósł zdumiony brwi i chowając różdżkę mruknął:
-Cóż,
nie wiem czy to, że ich nie widziałem, to dobry omen.
Scabior
wzruszył ramionami i zakładając ręce na piersi, oparł się nonszalancko o pień
starego, zżartego przez korniki drzewa.
-To
żadna różnica Panie Malfoy. Nie ci, to inni. Chętnych, by służyć Czarnemu Panu
jest coraz więcej.
Jeśli
oczy faktycznie były zwierciadłem duszy, to "wewnętrzne ja" Lucjusza
było w tragicznym stanie. Naznaczone piętnem Azkabanu, wyczerpane walką o życie
Dracona i Narcyzy, zmęczone bitwą z własnym sumieniem, wciąż zastraszane przez
niszczący gniew Czarnego Pana. Gdyby Scabior posiadał jakiekolwiek uczucia,
zapewne w tej chwili by mu współczuł.
Na
szczęście, nie posiadał.
-Skoro
nie masz teraz nic do roboty, zabierz ją do Malfoy Manor- powiedział po chwili
Lucjusz, naciągając kaptur na oczy- Przeszukaj wszystkie jej śmieci. Może mieć
coś, czego szukamy. I uważaj na nią. To nie byle szlama...
-To
niebezpieczna szlama- dokończył Scabior, wchodząc do namiotu- Niech mi pan
uwierzy, Panie Malfoy- co kobieta to problemy. Czy jest szlamą, czy też nie.
Lucjusz
warknął cicho i w chmurach czarnego dymu, deportował się.
-Cóż
my tu mamy?- mruknął Scabior, rozglądając się z zainteresowaniem.
Wnętrze
przypominało staromodne, dwupokojowe mieszkanie. Źle dobrane fotele przykryte
były koszmarnymi, wełnianymi pokrowcami a w powietrzu unosił się zapach starego
drewna. Zerknął na leżącą bez życia dziewczynę i dotknął wierzchem dłoni jej
chłodnej szyi. Wyczerpana i potraktowana zaklęciem Lucjusza, sprawiała wrażenie
martwej, jednak puls wciąż był lekko wyczuwalny. Scabior podniósł jej wiotkie
ciało i niedbale rzucił na łóżko.
-Incarcerous.
Podczas
gdy wyczarowane przez niego pęta krępowały dziewczynie ręce, on zajął się
przeszukiwaniem namiotu. W niewielkiej, zdobionej koralikami torebeczce znalazł
sporo interesujących przedmiotów, m.in. esencje dyptamu, eliksir wielosokowy,
kilka książek oraz wrzeszczący wniebogłosy portret Fineasa Nigellusa Blacka..
-To
znowu wy? Wstrętne dzieciaki, pożałujecie....
-Reducto- mruknął znudzony Scabior,
patrząc jak zaklęcie zmienia obraz w pył.
Nagle
jego uwagę przykuł niewielki przedmiot, leżący tuż obok nieprzytomnej
dziewczyny. Podszedł bliżej i podniósł ciężki, pozłacany medalion. Surowość
dużego, żółtego kamienia łagodził wysadzany ze szmaragdów wąż, wygięty w
kształt litery "S". Od medalionu biło ledwo wyczuwalne ciepło, które
miast ogrzewać, oblewało go niczym zimny pot. Scabior uśmiechnął się
nieznacznie. Niewiele wiedział na temat amuletu, dlatego też dla własnego
dobra, postanowił trzymać go z dala od siebie. Znając Czarnego Pana, medalion
krył w sobie potężną, niszczącą moc, na której działanie, on zwykły Szmalcownik
i początkujący Śmierciożerca, nie zamierzał być narażony. Zgarnął leżąca na
stoliku torebeczkę i wrzucił do niej przeklęty amulet. Po chwili wahania
schował obszyty koralikami woreczek do kieszeni płaszcza i rozsiadając się
wygodnie na koszmarnie wyglądającym fotelu popatrzył spod oka na nieprzytomną
dziewczynę. Skoro miała medalion, stanowiła poważne zagrożenie dla Czarnego
Pana. Była szlamą, posiadającą nie małe umiejętności magiczne.
Nie
miał już wątpliwości z kim miał do czynienia.
-A
oto ona, słynna Panna Granger- stwierdził, uśmiechając się szyderczo.
Czy
właśnie narzekał na brak rozrywki?
No i zaczyna się zabawa. Ciekawe jak oni będą ze sobą wytrzymać, oj jestem bardzo ciekawa co się między nimi wydarzy :P
OdpowiedzUsuń