Ostre
promienie zachodzącego słońca oświetliły jego przystojną twarz, dając się we
znaki zmęczonym, kocim oczom. Przymknął je delikatnie i przeniósł wzrok na
wyłaniającą się z lasu postać. Szczupłe, brudne dłonie, zakończone były żółtymi
paznokciami, przypominającymi pazury. Dzikie, niebieskie oczy bacznie
obserwowały otoczenie, a na otulonej kapturem twarzy widniał delikatny uśmiech.
Z kieszeni czarnego płaszcza, którą okryty był wilkołak, wystawały dwie, ostro
zakończone różdżki.
Lucjusz
skrzywił się z obrzydzeniem, widząc jak Greyback ociera ściekającą po brodzie,
szkarłatną ciecz. Draco przełknął głośno ślinę i popatrzył błagalnie na ojca.
-Nie
jestem...
-Zamilcz-
syknęła stojąca za jego plecami ciotka- Czarny Pan cię wybrał...
-Nie
do tego- warknął, zerkając na nią gniewnie.
Bellatrix
uśmiechnęła się delikatnie i oblizując swe czerwone niczym krew usta, sięgnęła
po różdżkę. Lucjusz powstrzymał ją ruchem dłoni i boleśnie ścisnął ramię syna.
-Potrzebujemy
go- szepnął, mrużąc złowieszczo swe przypominające bryłki lodu oczy- A nie
odzyskamy go bez ciebie.
-Nie
mogę...
Bellatrix
roześmiała się cicho, zanurzając palce w swych potarganych, ciemnych lokach.
-Draco
jest kukiełką, Draco jest kukiełką...- zanuciła, nie spuszczając z niego swych
czarnych, zasnutych obłędem oczu.
-Nie
pomagasz mu Bello- stwierdził sucho Lucjusz, popychając syna w kierunku
stromych, pokrytych wilgocią schodów.
Draco
minął podrygującą w szaleńczym tańcu ciotkę, ostatkiem sił powstrzymując się od
pełnego jadu komentarza. Nie miał pojęcia dlaczego ojciec powierza mu tak
ryzykowne zadanie. Wiedział jednak, co jest stawką w tej krwawej grze. Wiedział
i dlatego bez sprzeciwu, zszedł na dół, na spotkanie ze śmiercią.
***
-Zostaw...
Ciche
skrzypnięcie.
-Nie
mamy czasu!
Głośny
krzyk niczym sztylet rozdarł panującą w pomieszczeniu ciszę. Scabior poruszył
się nieznacznie, chcąc ulżyć swym obolałym dłoniom.
-Musimy
iść!
Delikatny,
kobiecy głos był niczym balsam dla jego zmęczonych uszu.
-A
co z...
-Zostawmy...
-Nie
możemy Ginny!
Tym
razem, miał ochotę zadusić wrzeszczącą szalenie kobietę. Jej wysoki, świdrujący
głos był nie do zniesienia. Przechylił nieco głowę i trudem uniósł ociężałe
powieki. Nie pamiętał już kto rzucił w niego zaklęciem oszałamiającym, lecz był
mu za to niebywale wdzięczny. Choć przez chwilę uciekł od hałasu, który od
kilku minut panował w siedzibie Zakonu.
-Potrzebujemy
go, on wie gdzie jest Hermiona!
-Potrzebujemy
Harrego. A on nas!- głośny huk rozdarł panującą w pomieszczeniu ciszę- Są
tutaj!
-Ale
Hermiona...
-Avada Kedavra!
***
Obudziło
go głośne, charczące krakanie. Powoli otworzył oczy i odgarniając z czoła
potargane włosy, podciągnął się do siadu. Zawiesił wzrok na siedzącym obok
niego kruku i roześmiał się rozbawiony.
-Ilu
jeszcze dziwaków dołączy do mojej kompanii?
-Jeden
stracony równa się jeden nabyty. Musimy zachować równowagę Will.
Scabior
popatrzył spod oka na kucającego przy ognisku Rosiera. Jego ciemne,
postrzępione włosy szczelnie otaczały naznaczoną przez czas twarz. Chłodne,
pozbawione wyrazu oczy bacznie obserwowały igrające z drewnem płomienie.
Przeniósł wzrok na uporczywie wpatrującego się w niego ptaka i pstryknął
zniecierpliwiony palcami.
-No
już, koniec tych gierek!
Kruk
przekręcił nieznacznie głowę, wbijając w niego swe czarne niczym węgielki
ślepia. Scabior zmrużył zaciekawiony oczy i podążył wzrokiem za odlatującym w
zarośla zwierzęciem.
-Jak
się tu znalazłem?- zapytał, chowając zmarznięte ręce do kieszeni płaszcza.
Uśmiechnął
się rozbawiony, obracając w dłoni niewielki, miękki przedmiot. Wciąż ją miał...
-Nie
wiem jak to zrobiłeś, ale Greyback jest ci oddany bardziej niż Czarnemu Panu-
mruknął cicho Rosier, podając mu butelkę ognistej whisky.
-Nie
gryzie ręki, która go karmi.
Skrzywił
się lekko, przełykając gorzki, palący trunek, który szybko rozgrzał jego
skostniałe z zimna ciało.
-Lucjusz
ma dla Ciebie kolejne zlecenie.
Scabior
pokręcił głową i wlał w siebie kolejną porcję whisky. Jako jedyny Szmalcownik-Śmierciożerca,od
samego początku był dla Czarnego Pana cennym nabytkiem. I choć większość
Śmierciożerców patrzyła na niego z pogardą, doskonale widział, że w ich krwawej
grze, jest jednym z ważniejszych pionków. Podejmował się każdego, DOBRZE
płatnego zlecenia. Nie było dla niego granic, których nie mógł lub nie chciał
przekroczyć. A Malfoy wyraźnie chciał mieć go po swojej stronie. Póki nie
kolidowało to z planami Czarnego Pana, mógł sobie na to pozwolić. Mógł naprawdę wiele zyskać, jeśli tylko
potrafił by to dobrze rozegrać.
-Za
ile?
Rosier
uśmiechnął się lekko i szczelnie owinął płaszczem swe zmarznięte, smukłe ciało.
-Cztery
tysiące.
-Wchodzę.
-Nie
wiesz nawet na co się zgadzasz...
-I
nie obchodzi mnie to. Cztery tysiące to pokaźna stawka. Mógłbym kupić sobie
nowe buty. Albo płaszcz, bo ten chyba wyszedł już z mody.
Śmierciożerca
pokręcił zrezygnowany głową.
-Młody
Malfoy będzie ci towarzyszył w drodze do Hogwartu. Został ranny podczas walki w
siedzibie Zakonu, więc nie ma mowy o deportacji. Doprowadź go i małą szlamę do
szkoły, a dostaniesz cztery tysiące galeonów. Jeśli zechcesz, animag na stałe
dołączy do twojej kompanii.
Scabior
skrzywił się niezadowolony. Tchórzliwy i arogancki Malfoy od zawsze go bawił.
Jednak tym razem, kompletnie nie było mu do śmiechu. Obserwowanie poczynań
małpki to jedno, opiekowanie się nią to zupełnie inna sprawa. Jakby Draco był
zbyt lekką kulą u nogi, Malfoy miał dla niego kolejny balast- niebezpiecznie
inteligentną, śliczną szlamę, której Zakon szukał niczym następnego horkruksa.
Na samą myśl o tym, medalion zaczął mu dziwnie ciążyć w kieszeni.
-Niezarejestrowany?-
zapytał, obracając w dłoniach butelkę z ognistym trunkiem.
-Niezarejestrowana-
poprawił go Rosier- Vanja jest młoda, ale dość doświadczona. Dwa lata temu
skończyła naukę w Durmstrangu. Sporo potrafi.
-Co
masz na myśli?- zapytał Scabior, nie kryjąc swego zainteresowania.
Nie
cierpiał dzieci, a tym bardziej nastolatków. Wiedział jednak, że nieposiadający
skrupułów gówniarz, potrafił być cenniejszym nabytkiem niż nadgorliwy Greyback.
-Ministerstwo
oferuje za jej głowę tysiąc galeonów. Ma na koncie kilka morderstw, w tym dwa
przypadkowe. Poza tym dość dobrze włada niewerbalną magią. Scabior, ona jest
animagiem...
-Nie
musisz mnie do jasnej cholery przekonywać!- warknął zniecierpliwiony, dopijając
whisky, która powoli uderzała mu do głowy- Biorę ją. Przyda się każdy, oby
tylko nie żarł tyle co Greyback.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz