18 sie 2015

VII Angel or a demon, I gave up my soul...

Ostre promienie zachodzącego słońca oświetliły jego przystojną twarz, dając się we znaki zmęczonym, kocim oczom. Przymknął je delikatnie i przeniósł wzrok na wyłaniającą się z lasu postać. Szczupłe, brudne dłonie, zakończone były żółtymi paznokciami, przypominającymi pazury. Dzikie, niebieskie oczy bacznie obserwowały otoczenie, a na otulonej kapturem twarzy widniał delikatny uśmiech. Z kieszeni czarnego płaszcza, którą okryty był wilkołak, wystawały dwie, ostro zakończone różdżki.
Lucjusz skrzywił się z obrzydzeniem, widząc jak Greyback ociera ściekającą po brodzie, szkarłatną ciecz. Draco przełknął głośno ślinę i popatrzył błagalnie na ojca.
-Nie jestem...
-Zamilcz- syknęła stojąca za jego plecami ciotka- Czarny Pan cię wybrał...
-Nie do tego- warknął, zerkając na nią gniewnie.
Bellatrix uśmiechnęła się delikatnie i oblizując swe czerwone niczym krew usta, sięgnęła po różdżkę. Lucjusz powstrzymał ją ruchem dłoni i boleśnie ścisnął ramię syna.
-Potrzebujemy go- szepnął, mrużąc złowieszczo swe przypominające bryłki lodu oczy- A nie odzyskamy go bez ciebie.
-Nie mogę...
Bellatrix roześmiała się cicho, zanurzając palce w swych potarganych, ciemnych lokach.
-Draco jest kukiełką, Draco jest kukiełką...- zanuciła, nie spuszczając z niego swych czarnych, zasnutych obłędem oczu.
-Nie pomagasz mu Bello- stwierdził sucho Lucjusz, popychając syna w kierunku stromych, pokrytych wilgocią schodów.
Draco minął podrygującą w szaleńczym tańcu ciotkę, ostatkiem sił powstrzymując się od pełnego jadu komentarza. Nie miał pojęcia dlaczego ojciec powierza mu tak ryzykowne zadanie. Wiedział jednak, co jest stawką w tej krwawej grze. Wiedział i dlatego bez sprzeciwu, zszedł na dół, na spotkanie ze śmiercią.

***

-Zostaw...
Ciche skrzypnięcie.
-Nie mamy czasu!
Głośny krzyk niczym sztylet rozdarł panującą w pomieszczeniu ciszę. Scabior poruszył się nieznacznie, chcąc ulżyć swym obolałym dłoniom.
-Musimy iść!
Delikatny, kobiecy głos był niczym balsam dla jego zmęczonych uszu.
-A co z...
-Zostawmy...
-Nie możemy Ginny!
Tym razem, miał ochotę zadusić wrzeszczącą szalenie kobietę. Jej wysoki, świdrujący głos był nie do zniesienia. Przechylił nieco głowę i trudem uniósł ociężałe powieki. Nie pamiętał już kto rzucił w niego zaklęciem oszałamiającym, lecz był mu za to niebywale wdzięczny. Choć przez chwilę uciekł od hałasu, który od kilku minut panował w siedzibie Zakonu.
-Potrzebujemy go, on wie gdzie jest Hermiona!
-Potrzebujemy Harrego. A on nas!- głośny huk rozdarł panującą w pomieszczeniu ciszę- Są tutaj!
-Ale Hermiona...
-Avada Kedavra!

***

Obudziło go głośne, charczące krakanie. Powoli otworzył oczy i odgarniając z czoła potargane włosy, podciągnął się do siadu. Zawiesił wzrok na siedzącym obok niego kruku i roześmiał się rozbawiony.
-Ilu jeszcze dziwaków dołączy do mojej kompanii?
-Jeden stracony równa się jeden nabyty. Musimy zachować równowagę Will.
Scabior popatrzył spod oka na kucającego przy ognisku Rosiera. Jego ciemne, postrzępione włosy szczelnie otaczały naznaczoną przez czas twarz. Chłodne, pozbawione wyrazu oczy bacznie obserwowały igrające z drewnem płomienie. Przeniósł wzrok na uporczywie wpatrującego się w niego ptaka i pstryknął zniecierpliwiony palcami.
-No już, koniec tych gierek!
Kruk przekręcił nieznacznie głowę, wbijając w niego swe czarne niczym węgielki ślepia. Scabior zmrużył zaciekawiony oczy i podążył wzrokiem za odlatującym w zarośla zwierzęciem.
-Jak się tu znalazłem?- zapytał, chowając zmarznięte ręce do kieszeni płaszcza.
Uśmiechnął się rozbawiony, obracając w dłoni niewielki, miękki przedmiot. Wciąż ją miał...
-Nie wiem jak to zrobiłeś, ale Greyback jest ci oddany bardziej niż Czarnemu Panu- mruknął cicho Rosier, podając mu butelkę ognistej whisky.
-Nie gryzie ręki, która go karmi.
Skrzywił się lekko, przełykając gorzki, palący trunek, który szybko rozgrzał jego skostniałe z zimna ciało.
-Lucjusz ma dla Ciebie kolejne zlecenie.
Scabior pokręcił głową i wlał w siebie kolejną porcję whisky. Jako jedyny Szmalcownik-Śmierciożerca,od samego początku był dla Czarnego Pana cennym nabytkiem. I choć większość Śmierciożerców patrzyła na niego z pogardą, doskonale widział, że w ich krwawej grze, jest jednym z ważniejszych pionków. Podejmował się każdego, DOBRZE płatnego zlecenia. Nie było dla niego granic, których nie mógł lub nie chciał przekroczyć. A Malfoy wyraźnie chciał mieć go po swojej stronie. Póki nie kolidowało to z planami Czarnego Pana, mógł sobie na to pozwolić.  Mógł naprawdę wiele zyskać, jeśli tylko potrafił by to dobrze rozegrać.
-Za ile?
Rosier uśmiechnął się lekko i szczelnie owinął płaszczem swe zmarznięte, smukłe ciało.
-Cztery tysiące.
-Wchodzę.
-Nie wiesz nawet na co się zgadzasz...
-I nie obchodzi mnie to. Cztery tysiące to pokaźna stawka. Mógłbym kupić sobie nowe buty. Albo płaszcz, bo ten chyba wyszedł już z mody.
Śmierciożerca pokręcił zrezygnowany głową.
-Młody Malfoy będzie ci towarzyszył w drodze do Hogwartu. Został ranny podczas walki w siedzibie Zakonu, więc nie ma mowy o deportacji. Doprowadź go i małą szlamę do szkoły, a dostaniesz cztery tysiące galeonów. Jeśli zechcesz, animag na stałe dołączy do twojej kompanii.
Scabior skrzywił się niezadowolony. Tchórzliwy i arogancki Malfoy od zawsze go bawił. Jednak tym razem, kompletnie nie było mu do śmiechu. Obserwowanie poczynań małpki to jedno, opiekowanie się nią to zupełnie inna sprawa. Jakby Draco był zbyt lekką kulą u nogi, Malfoy miał dla niego kolejny balast- niebezpiecznie inteligentną, śliczną szlamę, której Zakon szukał niczym następnego horkruksa. Na samą myśl o tym, medalion zaczął mu dziwnie ciążyć w kieszeni.
-Niezarejestrowany?- zapytał, obracając w dłoniach butelkę z ognistym trunkiem.
-Niezarejestrowana- poprawił go Rosier- Vanja jest młoda, ale dość doświadczona. Dwa lata temu skończyła naukę w Durmstrangu. Sporo potrafi.
-Co masz na myśli?- zapytał Scabior, nie kryjąc swego zainteresowania.
Nie cierpiał dzieci, a tym bardziej nastolatków. Wiedział jednak, że nieposiadający skrupułów gówniarz, potrafił być cenniejszym nabytkiem niż nadgorliwy Greyback.
-Ministerstwo oferuje za jej głowę tysiąc galeonów. Ma na koncie kilka morderstw, w tym dwa przypadkowe. Poza tym dość dobrze włada niewerbalną magią. Scabior, ona jest animagiem...
-Nie musisz mnie do jasnej cholery przekonywać!- warknął zniecierpliwiony, dopijając whisky, która powoli uderzała mu do głowy- Biorę ją. Przyda się każdy, oby tylko nie żarł tyle co Greyback.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Layout by Yassmine