18 sie 2015

XII I Love You But I' ve Chosen Darkness

Pulchną twarz dziewczynki wykrzywił szeroki, pełen radości uśmiech. Przypominające sprężynki, kasztanowe loki przysłaniały jej duże, niebieskie oczy. Szczupłymi palcami ścisnęła trzymany w ręku balonik i mocno odepchnęła się nogami od ziemi. Biała, jedwabna sukienka załopotała na wietrze, a wyhaftowane na niej kwiaty zalśniły w promieniach zachodzącego słońca. Delikatnie zsunęła zdobione kropkami klapki i rzuciła je na wilgotną od porannego deszczu ziemię. Nagle jej uśmiech zbladł. Zanurzyła stopy w mokrej trawie i hamując huśtawkę,  zawiesiła wzrok na nadchodzącym chłopcu. 
-Co tu robisz?- zapytała, mrużąc gniewnie oczy- Powiedziałam Lucjuszowi, że nie chcę cię tu widzieć. Służba nie powinna spacerować po ogrodzie.
Chłodny powiew wiatru wzburzył ciemne, nierówno przystrzyżone włosy chłopca. Wcisnął dłoń do swych połatanych jeansów i zawiesił wzrok na baloniku trzymanym przez młodą kuzynkę Malfoya i dziedziczkę wielkiej, rodowej fortuny- czternastoletnią Lynxię.
-Mam dla Ciebie wiadomość- powiedział, nie odrywając wzroku od lśniącej w promieniach słońca powierzchni balonika.
Lynxia uniosła kpiąco brwi i popatrzyła na niego podejrzliwie. Jej wąskie, blade usta wykrzywiły się w pełnym pogardy grymasie.
-Od?
-Lucjusza- mruknął, przenosząc wzrok na swe krótkie, poobgryzane paznokcie.
-Zawsze był leniwy, ale przysyłanie tutaj ciebie Will, to już szczyt jego zblazowania- odepchnęła się lekko od ziemi i uśmiechnęła się na widok igrającego z wiatrem balonika- A więc? Co to za wiadomość?
-Żegnaj królowo śniegu- powiedział i uśmiechając się szeroko, zacisnął dłoń na zdobionej cierniami różdżce.
Strumień zielonego światła uderzył w chudą pierś Lynxii. Jej źrenice rozszerzyły się, wąskie usta zamarły w krzywym grymasie bólu. Szczupłe ciało z gruchotem upadło na ziemię a ostatnie tchnienie dziedziczki fortuny zagłuszył mocny powiew wiatru. Szkarłatny balonik poszybował w górę. Will odprowadził go wzorkiem i z lekkim uśmiechem popatrzył na zwłoki leżące u jego stóp.
-Życie to towar- szepnął i ściskając ukryty w kieszeni banknot, ruszył w kierunku Malfoy Manor.

To wtedy sprzedał swą duszę diabłu. Bezpowrotnie.
*** 
-Levicorpus!
Niewidzialna siła uniosła jego ciało do góry. Zaklął siarczyście i zmrużył zaspany oczy. Wijąc się jak dzikie, schwytane w sidła zwierzę, sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu różdżki.
-Tego szukasz?- zapytał Rosier i uśmiechając się szeroko pomachał mu przed nosem pokrytym cierniami patykiem.
-Co ty tu do cholery robisz?- warknął, sycząc niczym rozwścieczona Nagini.
Evan roześmiał się szelmowsko i zakładając ręce na piersi popatrzył na wiszącego w powietrzu przyjaciela.
-Chciałbym powiedzieć, że to wyjątek, ale... ty jesteś nieuprzejmy przez cały czas- stwierdził rozkoszując się widokiem parskającego gniewnie Scabiora.
-Gdyby powiedziała mi to Rowena Raveclaw, może przyznałbym jej rację, ale takie słowa wypowiadane przez zapijaczonego mordercę brzmią po prostu śmiesznie!
Rosier uniósł kpiąco brwi i szybko cofając zaklęcie, przysiadł na pokrytym zaschniętą krwią parapecie. Scabior gruchnął o ziemię i rozcierając obolałe od uderzenia kości, oparł głowę o chłodną, kamienną ścianę. 
-Jak mnie znalazłeś?- zapytał, obracając ciernistą różdżkę w pokaleczonych dłoniach.
-Znam cię od trzydziestu lat, znalezienie cię to nie problem.
-Vanja ci powiedziała?
Rosier pokręcił głową i schował ręce w kieszeniach kunsztownie wyszywanego, czarnego płaszcza.
-Nie musiała. 
Scabior skinął nieznacznie głową. Vanja nie raz doprowadzała go do dzikiej furii, jednak nie sposób było nie docenić jej oddania.
-Przeniosła obozowisko?
-Scabior...
-Przeniosła czy nie?
Rosier zaklął siarczyście i popatrzył na leżące obok dogasającego kominka zwłoki. Powykręcane nieludzko ciało młodej kobiety zakrywało leżące pod spodem, drobne truchło. Śmierciożerca zmrużył zdumiony oczy i skrzywił się z obrzydzeniem. 
-Zabijanie mugoli to moja pasja, ale nawet jak na mnie to dość... okrutne- stwierdził, odrywając wzrok od pustych, przekrwionych oczu chłopca.
Scabior wzruszył ramionami.
-Wolę słowo "wyszukane"- odparł, sięgając po stojącą na stole butelkę ginu.
-Jakbyś tego nie nazwał, to nie w twoim stylu...
Nagłe pukanie do drzwi przerwało zapowiadającą się na kazanie wypowiedź Rosiera. Scabior odetchnął z ulgą i upijając nieco trunku popatrzył w stronę pogrążonego w mroku korytarza. Roiser machnął ręką i wstając, wyciągnął z kieszeni różdżkę.
-Wystarczy ci na dziś- mruknął, godząc niebieskim strumieniem światła w metalową zasuwę- Daj mi trochę podbić statystyki. 
Zamek szczęknął cicho, a na progu stanął szczupły, wysoki mężczyzna. Otwierając ze zdumienia usta zamarł, z jedną ręką wyciągniętą w kierunku klamki.
-Kim...
-Imię i nazwisko- warknął Rosier i z hukiem zamykając drzwi, przyparł mężczyznę do kamiennej ściany.
Wyglądające zza okularów, szczurze oczka mugola zatrzymały się na wycelowanej w niego różdżce. Teczka, którą jeszcze przed momentem zaciskał w spoconej dłoni, z głuchym stuknięciem opadła na podłogę.
-Greg...Gregory McFadden- wychrypiał, nie spuszczając wzroku z różdżki.
Scabior przymknął zmęczony oczy i westchnął ciężko.
-Mąż- mruknął, dopijając gin.
-Masz cholernego pecha- stwierdził Rosier i odsuwając się od mężczyzny wyszeptał- Avada Kedavra!
Zielone światło oświetliło siedzącą pod ścianą postać Scabiora. Szmalcownik otworzył oczy i popatrzył z zainteresowaniem na osuwającą się postać McFaddena. Stojący nad mugolem Rosier schował różdżkę do kieszeni i poprawiając zdobiony rodowymi symbolami kaptur wskazał leżące przy kominku zwłoki.
-Sprzątasz czy...?
Scabior cmoknął niezadowolony i zataczając się nieznacznie, podszedł do Rosiera.
-Znam cię- mruknął, obracając w dłoniach pustą butelkę po alkoholu- Twoją kłamliwą minkę w stylu "jestem bardzo niedobrym człowiekiem, ale źle mi z tym", przypominające głodującego psa oczka i ten szeroki uśmiech, gdy zanurzasz stopy w pokrytej krwią trawie. Wiem też, co oznacza ten nieszczerzy grymas Evan- dodał, machając palcem przed nosem przyjaciela.
-Pijacki bełkot.
-Może- stwierdził Scabior, nonszalancko wzruszając ramionami- Masz dla mnie wiadomość-przekaż ją na Salazara!
Rosier parsknął kpiąco i popatrzył na zataczającego się przyjaciela. Znali się nie od dziś, ale Will wciąż potrafił go zaskoczyć. Uciekający przed własną naturą, otumaniony alkoholem i pałający żądzą mordu Scabior pozostawał sobą. Przebiegły, okrutny i inteligentny, stanowiący poważne zagrożenie dla każdego, kto wejdzie mu w drogę.
-Potter pochwycił przynętę- powiedział, popychając Scabiora na stojący obok kominka, obity aksamitem fotel- Od kilku dni depcze Greybackowi po piętach. Co prawda wciąż doskonale się maskuje, więc ciężko dokładnie go namierzyć, ale od wczoraj śledzi go Bella i jej świta. Lada moment będzie nasz.
Scabior zmrużył zainteresowany oczy. Próbując ogarnąć szalejące w głowie, durne myśli, podsuwane przez krążący we krwi alkohol, popatrzył spod oka na opartego o parapet Rosiera. Przyłączył się do Czarnego Pana, nie pokładając żadnych nadziei w tym, że kiedykolwiek uda im się zwyciężyć. Był realistą-wiedział, że Dumbledore i jego armia są praktycznie nie do pokonania. Mimo to walczył, zabijał i szerzył propagandę. Uzależnił się od metalicznego zapachu krwi, przeszywających, pełnych bólu krzyków ofiar i jedzenia świeżego mięsa w obozowisku ukrytym w głębi naszpikowanego aurorami lasu. Nie był przygotowany na tak...niekorzystny obrót sprawy. 
-Jakie jest prawdopodobieństwo, że uda nam się go złapać?
-Spore. Co więcej-nie skłamię mówiąc, że to prawie pewne. 
-A Zakon?
-Najbliższy patrol jest dziesiątki mil stąd. Nie możliwe, by obrali taktykę pułapki. Bali by się wystawić Pottera na pierwszy ogień.
Scabior zamarł, wpatrując się w leżące u stóp Rosiera zwłoki. 
-Czarny Pan wygra?- zapytał pełnym niedowierzania głosem.
Rosier wzruszył ramionami. Potarł dłońmi pokrytą bliznami twarz i przymknął oczy. Jego myśli zatruwała pewna nieprzyjemna i dokuczliwa wizja. 
-Możliwe. Tylko co będzie z nami?
Scabior otworzył szeroko usta, lecz nie wiedząc co powiedzieć, zamknął je szybko. Nie miał odwagi wypowiedzieć na głos tego, co przyszło mu na myśl.

*** 

Zakrztusiła się, czując wdzierający się do gardła, drapiący dym. Przetarła zaspana oczy i podnosząc się do siadu, zaniosła się kaszlem. Scabior przysiadł na drewnianej pryczy i założył ręce na piersi.
-Jesteś pijany- powiedziała, szczelnie okrywając się kocem.
Wzruszył ramionami i popatrzył na siedzącą na łóżku szlamę. Uśmiechnął się, widząc lśniące w jej orzechowych oczach współczucie.
-Wzbudzam w tobie litość?- zapytał rozbawiony.
-Trochę.
-Dlaczego?
-A dlaczego ja wzbudzam w tobie?- odpowiedziała pytaniem na pytanie i zwieszając z łóżka obolałe stopy, sięgnęła po stojący na stoliku cynowy kubek.
-Bo jesteś słaba.
Upiła nieco chłodnego naparu i skinęła głową.
-Znasz już więc odpowiedź na swoje pytanie- mruknęła, nie odrywając wzroku od lśniących dziko oczu Szmalcownika.
Scabior pokręcił rozbawiony głową i schował ręce do kieszeni płaszcza. Mała szlama zdumiewała go coraz bardziej. Im dłużej przebywała w jego towarzystwie, tym bardziej wydawała się do niego podobna. Ciepły uśmiech, którym jeszcze niedawno nagradzała go za każdy dobry uczynek, zniknął pod maską obojętności. Gorejące oczy dziewczyny spowiła lodowata mgła a brzoskwiniowa cera nabrała arystokratycznej, porcelanowej barwy. Uroczą, zagubioną Gryfonkę powoli zastępowała pełna wyrachowania Ślizgonka. Mozolnie, acz skutecznie, stawała się kimś, kim latami gardziła. Scabior doskonale wiedział jak pełną cierpienia jest przemiana, którą właśnie przechodziła. To, czy dojdzie do końca zależy tylko od niej. I od niego. Ze zdumieniem stwierdził, że nowa Granger drażni go o wiele mniej, lecz równie mocno wpływa na jego zachowanie. Obrócił w dłoni ukryty w kieszeni medalion i zaklął pod nosem. Dawna szlama była czysta, pełna radości... prawdziwa i słaba. Osoba, którą się stawała, dawała jej coś, czego nie miała szans uzyskać będąc dobroduszną Gryfonką- władzę. Władzę nad nim. 
-Jutro wieczorem powinniśmy dotrzeć do Hogwartu- powiedział, odwracając wzrok.
Nie mógł odegnać od siebie myśli o tym, że już niedługo jej piękne, orzechowe oczy zasnuje delikatna, pajęcza sieć kostuchy. Wbił wzrok w swe znoszone buty, wsłuchując się w jej płytki oddech. Oczami wyobraźni widział, jak odgarnia z twarzy swe ciemne loki, zastanawiając się nad tym, jak odpowiedź mu na tyle kąśliwie, by nie zwrócił uwagi na jej zdenerwowanie i gniew. Ku jego zaskoczeniu dziewczyna parsknęła cicho. Scabior zmrużył oczy i popatrzył na nią zdumiony. 
-Daj spokój- mruknęła, uśmiechając się kpiąco- Jestem szlamą. Cholerną kujonką z Gryffindoru. Przyjaciółką Pottera, nieznośnym i upartym pionkiem Dumbledore'a. Gdzie twoja żądza krwi?
Przez chwilę siedział jak otępiały, z wolna trawiąc jej słowa. Po chwili roześmiał się niebezpiecznie i nim zdołała zareagować, brutalnie podciągnął ją do góry. Gruby, wełniany koc opadł na podłogę, przysłaniając jej ubłocone tenisówki. Zacisnęła gniewnie zęby i wbijając wzrok w jego dzikie, kocie ślepia, spróbowała wyrwać się z mocnego uścisku Szmalcownika.
-Sugerujesz, że...- zaczął Scabior, zacieśniając chwyt.
-Że zmiękłeś- syknęła, zamierając w jego ramionach- Wypaliłeś się.
Szmalcownik przeszył ją pełnym chłodu spojrzeniem,  ale ogień, który płonął w jej przepełnionym żalem i złością sercu, dodawał jej animuszu.
-Widzę, że już na dobre pogodziłaś się z losem i chcesz przyspieszyć egzekucję-warknął, przesuwając palcem po gładkiej linii jej szczęki. 
Odsunęła się od niego na tyle, na ile pozwalał jego mocny uścisk. 
-Jesteś tylko pionkiem w cholernej grze miedzy dobrem i złem, nie masz tu nic do powiedzenia- zawahała się, lecz po chwili dodała cicho- Tak samo jak ja.
Zmarszczył brwi, zaskoczony nagłą zmianą nastroju dziewczyny. Poczuł, jak jej napięte do granic możliwości mięśnie, drżą nieznacznie. Rozluźnił chwyt, widząc lśniący w oczach szlamy żal. Doskonale znał to spojrzenie. Widział je w lustrze każdego, pieprzonego ranka po śmierci ojca. Zniknęło dopiero, gdy Malfoy zwerbował go do swej służalczej grupy. Dopiero, gdy po raz pierwszy ujrzał drgające konwulsyjnie ciało ofiary.
-Krwawisz tylko po to, by wiedzieć, że żyjesz- ciągnęła wiedząc, że to ma jedyną szansę, by wyrzucić z siebie wszystko, co siedziało w niej od tak dawna- Zabijasz, bo to jedyny bodziec, który cokolwiek w tobie wyzwala. Kochasz krew, odór śmierci, cierpienie...
-Zamilcz- warknął, czując jak stare rany znów spływają szkarłatną posoką- To nie jakiś pieprzony melodramat! Twoje pełne patosu gadki na nic się nie zdadzą. Pojutrze, o świcie będziesz zimna i martwa. Nic tego nie zmieni.
Zamarła, czując jak serce podchodzi jej do gardła. To prawda, już dawno pogodziła się z losem. Jednak pełne wściekłości słowa Scabiora uświadomiły jej, że tak naprawdę wcale nie chce umierać. Nie teraz.
-Może- odparła, głośno przełykając ślinę.
Scabior popatrzył na nią spod oka, niczym byk na czerwoną płachtę. Dysząc ciężko, pokręcił zrezygnowany głową. 
-Jesteś tylko młodą, zagubioną dziewczynką- wycharczał, śmiejąc się dziko-Krzyczysz i tupiesz, gdy tylko coś ci się nie spodoba. Gdy mówię za dużo, peszysz się i rumienisz niczym dojrzałe w słońcu jabłko. I choć twoje serce spowił śluz domu węża, wciąż jesteś słabą Gryfonką. Zawsze będziesz. Tam- dodał, dziubiąc ją palcem w miejsce tuż obok zabrudzonego, wiszącego na piersi medalika- Czy tego chcesz, czy nie. A co do mnie...- popchnął ją na twarde, drewniane łóżko i wkładając ręce do kieszeni, skierował się w stronę wyjścia- Potwory też boją się ciemności.

***

Żwir zachrzęścił pod jej ubłoconymi tenisówkami. Mocny podmuch wiatru na moment pobudził do życia Bijącą Wierzbę, która strzepując ostatnie, pożółkłe liście, ponownie zapadła w drzemkę. Hermiona nasunęła kaptur na głowę i wkładajac ręce do kieszeni, popatrzyła na prowadzącą do zamku bramę. Pokryta rdzą i porośnięta dzikim, przez nikogo nie przycinanym bluszczem, szczęknęła cicho, otwierając się z rozdzierającym gęstą atmosferę skrzypnięciem. Vanja popchnęła ją brutalnie, a idący za nią Malfoy parsknął kpiąco widząc, jak potyka się o drobną nierówność w ścieżce. Zmierzyła go pełnym pogardy spojrzeniem i ignorując spoglądającego na nią spod oka Scabiora, skierowała się w stronę wyłaniającego się w oddali zamku. Kątem oka zauważyła piętrzącą się na skraju lasu górę kamieni. Przełknęła głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że właśnie patrzy na ruiny chatki Hagrida. Z ulgą odwróciła wzrok i przyspieszyła kroku. Depczący jej po piętach Szmalcownik co jakiś czas chwytał ją za ramię, chroniąc przed bolesnym upadkiem. Zaciskała zęby, tłumiąc cisnące się na usta, złośliwe słowa. Wiedziała, że (o ironio!) był jej jedynym sojusznikiem w zawładniętym przez sługusów Voldemorta zamku. Otaczająca Hogwart gęsta mgła przerzedziła się, jakby była tylko wytworem jej chorej wyobraźni. Na widok zrujnowanych ścian zamku, poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Zatrzymała się na moment, zawieszając wzrok na otoczonych ochronnymi zaklęciami drzwiach. Zacisnęła dłonie tak mocno, że czuła jak paznokcie wbijają się w świeżo zagojone dłonie. Krzywiąc się nieznacznie, obserwowała jak wiatr bawi się wiszącą na jednym zawiasie okiennicą. Przesunęła wzrok na wyższe partie zamku i jęknęła cicho. Kolorowe witraże, zdobiące okna w łazienkach dla prefektów, zniknęły bez śladu. Drobne, tęczowe drobinki leżały u stóp chłodnych murów, próbując nie dać ponieść się chłodnym podmuchom wiatru. 
-Marznę- warknął Malfoy, mierząc ją pełnym gniewu spojrzeniem. 
Nie mogąc powstrzymać dziecinnego odruchu, pokazała mu język. Scabior parsknął rozbawiony i wyjmując z kieszeni różdżkę, wycelował w potężne wrota zamku. Szkarłatny strumień światła uderzył w zbite z lśniącego drewna drzwi i oplótł je niczym pajęcza sieć. Po chwili zniknął, pozostawiając po sobie jedynie wibrujące delikatnie drobinki powietrza. Vanja mruknęła coś pod nosem i wsuwając się w niewielką szczelinę między potężnymi skrzydłami, zniknęła we wnętrzu zamku. 
-Do gabinetu dyrektora- powiedział Scabior, widząc pytające spojrzenie Malfoya.
Hermiona wzięła głęboki wdech i popatrzyła na stojącego obok Szmalcownika. Jego ciemne oczy zasnuła delikatna mgiełka melancholii. Budynek przed którym stali, w niczym nie przypominał dawnego, pełnego życia Hogwartu. I nawet pozbawiony jakichkolwiek skrupułów Śmierciożerca, musiał to zauważyć. 
-Wciąż robi wrażenie- powiedział, chowając zdobione sygnetami ręce do kieszeni skórzanego płaszcza.
Przytaknęła i nie odrywając wzroku od jego magnetyzującej, pociągłej twarzy dodała:
-Niektóre rzeczy się nie zmieniają.
Scabior uśmiechnął się szelmowsko.
-To jakaś aluzja?
-Wskazówka- mruknęła, wchodząc do zamku.
Od razu uderzył ją dręczący, wprowadzający w odrętwienie zapach zapomnienia. Pokryte kurzem obrazy wciąż zdobiły pogrążony w głuchej ciszy hol. Minęła zapajęczony gobelin i zatrzymując się przed Wielką Salą, wypuściła powietrze z płuc. Czując na sobie przenikliwy wzrok Scabiora, przestąpiła przez drewniany próg niegdyś tętniącej życiem sali. Ku jej zdumieniu, mimo mijających miesięcy wyglądała zupełnie tak samo, jak za czasów nauki w Hogwarcie. Nierówno stojące krzesła, długie, osłonięte białymi obrusami stoły i sowi pulpit, za którym nie raz stawał uśmiechnięty Dumbledore. Wiszący na ścianie za stołem nauczycielskim zegar tykał cicho, odmierzając płynący niczym krew czas. Przypominające szkarłatne krople minuty mijały, a ona stała wpatrzona w miejsce, na którym przez sześć lat jadła każdy posiłek w Hogwarcie. 
-Za twoich czasów wyglądała tak samo?- zapytała cicho.
Scabior przytaknął, wpatrując się w długi, stojący pod ścianą stół Ślizgonów.
-Identycznie. Aż trudno uwierzyć, że mimo tylu zmian ta cholerna sala wciąż wygląda tak, jak dwadzieścia lat temu- stwierdził, uśmiechając się na widok godła domu węża wiszącego u szczytu Sali.
Głośne miauknięcie szaroburej kotki wyrwało ich z zamyślenia. Hermiona skrzywiła się niezadowolona, widząc parskającą gniewnie Panią Norris. Scabior uniósł kpiąco brwi i machnął różdżką w kierunku zwierzęcia. Kotka wybałuszyła swe siarkowożółte oczy i jeżąc futerko, upadła jak długa. 
-Czy ty...?
Scabior pokręcił głową i chowając różdżkę do kieszeni, wskazał Hermionie pogrążony w półmroku korytarz. Dziewczyna pojęła aluzję i wymijając oszołomioną kotkę, wyszła z Wielkiej Sali. Ostre promienie zachodzącego słońca oświetliły nadchodzącą grupkę uczniów, za którymi jak cień podążała niska, zakapturzona kobieta. 
-Scabior- powiedziała i uśmiechając się niebezpiecznie, machnęła ręką na przerażoną grupę młodych Krukonów.
Uczniowie z ulgą wykonali rozkaz Śmierciożerczyni i spoglądając ze zdumieniem na Hermionę, zniknęli za rogiem ciemnego korytarza.
-Alecto- odparł chłodno Scabior, przyglądając się bladej twarzy panny Carrow- Widzę, że czujesz się już o wiele lepiej.
Alecto przesunęła wzrok na stojącą obok Szmalcownika dziewczynę i wpatrując się w nią swymi pełnymi nienawiści oczami, odparła:
-To zasługa Belli. Potrafi zmotywować.
Hermiona próbowała odpowiedzieć na rzucone przez Alecto, nieme wyzwanie, ale panika wzięła górę. Widok kobiety na nowo przywołał bolesne wspomnienia z dworu Malfoyów. Kurczowo zaciskając dłonie, cofnęła się, wpadając prosto na stojącego za nią Szmalcownika. Zerknęła na niego nerwowo, chcąc jak najszybciej uciec z sideł zastawionych przez Śmiericożerców, ale muskularne ciało mężczyzny blokowało drogę. Drgnęła, czując jak chłodna dłoń Scabiora zaciska się na jej ramieniu. 
-Czas na ciebie Alecto- powiedział sucho, osłaniając dziewczynę przed złowieszczym spojrzeniem siostry Amycusa.
Kobieta uniosła kpiąco brwi i dławiąc w sobie przepełnione goryczą słowa, ruszyła w kierunku wieży astronomicznej. Gdy tylko zniknęła z pola widzenia, Hermiona przymknęła zmęczona oczy i osunęła się na kamienny parapet. Czuła jak jej ciałem wstrząsają lodowate dreszcze. Blizna na przedramieniu zapiekła dotkliwie. Blade słowo "szlama" mieniło się w promieniach zachodzącego słońca. Scabior kucnął przy drżącej dziewczynie i popatrzył w  ciemne, orzechowe oczy.
-Daj spokój- mruknął, studiując wykrzywioną w bolesnym grymasie twarz- Nie czas na...- urwał, widząc jak z zakrwawione paznokcie Hermiony raz po raz rozdrapują długą na kilka cali bliznę- Zostaw- warknął, łapiąc dziewczynę za lepkie od krwi nadgarstki- Nie ma jej tu, rozumiesz?
Otworzyła szeroko usta, lecz strach kompletnie odebrał jej głos. Zamknęła je szybko i popatrzyła na niego zamglonymi oczami. Serce wciąż kołatało jak szalone, ale myśli powoli znów stawały się przejrzyste, nabierały sensu, który jeszcze chwilę wcześniej zniknął zduszony przez przerażające wspomnienia. Pokręciła zrezygnowana głową i przymknęła zażenowana oczy. Jak mogła się tak ośmieszyć? Jak mogła pokazać jak słabą jest osobą? Przez ostatnie dni wiele nauczyła się od tajemniczego Szmalcownika, jednak w głębi duszy wciąż pozostawała cholernie zagubioną i samotną Gryfonką. Wbrew swym zapewnieniom, przemianą przez którą przechodziła, zaczęła się na długo przed pojawieniem się Scabiora. On tylko ją przyspieszył. I ułatwił. Sama zdecydowała się opuścić Rona i Harrego wiedząc, że dawna Hermiona odeszła na zawsze. A to właśnie na niej polegał Harry. To ją kochał Ron. A ona jego. Otworzyła oczy, czując jak całe napięcie, które jeszcze przed momentem dręczyło jej rozum i ciało, zniknęło. Popatrzyła na zaciśniętą na nadgarstku dłoń Szmalcownika i uśmiechnęła się blado. Wpatrując się w jego nic nie rozumiejące, czarne oczy, poczuła ulgę. Po raz pierwszy otwarcie mogła przyznać, że to własnie on- pozbawiony skrupułów morderca, sługa Voldemorta i prowadzący ją na śmierć mężczyzna, dawał jej to, czego potrzebowała. Nie stawiał żadnych oczekiwań...
-Czas na nas- powiedział, wyrywając ją z zamyślenia.
Jego przystojna twarz znów została szczelnie osłonięta lodową maską. Ciemne oczy Szmalcownika popatrzyły na nią pogardliwie a uścisk na zakrwawionym nadgarstku zelżał. Podciągnął ją do góry i  nie zważając na ciche jęki bólu, które wydawała za każdym razem, gdy mocniej ścisnął krwawiąca rękę, poprowadził ją do gabinetu Dolores Ubridge, nowego dyrektora Hogwartu.

4 komentarze:

  1. Ta historia jest wspaniała. Zakochałam się od pierwszego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ktoś tu jeszcze trafił! To moje pierwsze, blogowe dziecko, daleko mu do ideału, ale darzę je ogromnym sentymentem.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Swoją drogą, napisałaś później jeszcze coś o tych postaciach? W Internecie znalazłam może jedną, dobrą, anglojęzyczną historię, ale reszta niezbyt do mnie przemawiała. Po przeczytaniu tego opowiadania zaczęłam co prawda szukać, no ale... ewentualnie, może mogłabyś coś mi polecić?
      (Na upartego jak będę bardzo zdesperowana, mogę próbować po francusku, ale na razie wolałabym uniknąć xD)

      Usuń
    3. Napisałam prequel, historię o tym jak Scabior został Szmalcownikiem, ale nigdy nie ujrzała światła dziennego.
      Niestety nie trafiłam też na żadnego fica, wartego przeczytania. Po filmie (VII) był bum na Scabiora i powstało kilka dobrze zapowiadających się ff, ale wszystkie opowiadania zawieszono lub usunięto.

      Usuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine