Każdy
wschód słońca niesie ze sobą coś nowego. Symbolizuje lepsze życie, niesie
nadzieję, daje poczucie bezpieczeństwa. Brednie.
-Szybciej!
Bolesne
szturchnięcie Greybacka zwaliło ją z nóg. Popatrzyła gniewnie na stojącego nad
nią mężczyznę i skrzywiła się, czując zapach ściekającej po rozbitej skroni
krwi.
-Zwariowałeś?-
warknął Scabior, rzucając wilkołakowi chłodne spojrzenie.
Jego
przystojna twarz, była niczym maska. Hermiona nieraz widziała ludzi, którzy
kamuflowali swe prawdziwe "ja" jednak nigdy nie spotkała kogoś, kto
potrafił wymazać uczucia z oczu, zwierciadeł duszy.
Wilkołak
wzruszył ramionami i wykrzywił swą szpetną twarz w grymasie złości.
-Mieliśmy
dotrzeć na dwór Malfoyów przed południem...
-I
dotrzemy- warknął Scabior, pochylając się nad dziewczyną- Jeśli nie
pokiereszujesz jej na tyle, że będziesz musiał ją nieść durniu.
Jego
silne dłonie zacisnęły się na jej ramionach i podniosły ją do góry. Hermiona
popatrzyła spod oka na szukającego czegoś w kieszeni Szmalcownika. Przez chwilę
miała nawet wrażenie, że chciała by być taka jak on. Silna, potrafiąca władać
swymi uczuciami, jak gdyby były pod wpływem Imperiusa.
Scabior
po raz kolejny przeszukał kieszenie swego naznaczonego przez czas płaszcza i
zerknął spod oka na warczącego dziko Greybacka.
-Zamilcz
do cholery!- syknął, przenosząc wzrok na wystraszoną dziewczynę.
Do
południa zostało zaledwie kilka godzin, a oni wciąż mieli do przebycia
kilkanaście mil. Jeśli szlama nie stawi się w Malfoy Manor do południa, wszyscy
skończą w rękach przeklętej Lestrange.
-Rozdzielamy
się- stwierdził po chwili, rozluźniając zawiązany pod szyją szal.
Skinął
na stojącego obok wilkołaka.
-Doprowadź
ich do Hogwartu.
Twarz
Greybacka wykrzywił grymas, który zapewne miał być uśmiechem.
-A
potem?
-Nażryj
się. Głodny jesteś nie do zniesienia- mruknął, przyciągając do siebie
dziewczynę- Trzymaj się skarbie- dodał, ściskając ją za nadgarstek.
Dym.
Czarny, gęsty, duszący dym. Pojawił się nie wiadomo skąd i otoczył ich,
przylegając do jej spoconego ze strachu ciała niczym pajęcza sieć. Po chwili
było po wszystkim. Szmalcownik odsunął dziewczynę od siebie, wciąż jednak
ściskając ją za ramię. Skrzywiła się lekko, lecz zachowała milczenie i
rozejrzała się dookoła. Ogromna rezydencja, ze wsząd otoczona gęstym lasem,
sprawiała wrażenie niezamieszkałej. Hermiona wiedziała jednak, jak złudne jest
to odczucie. Dom Malfoyów zamienił się w główną siedzibę Voldemorta oraz jego
sługusów. Przez chwilę nawet, zrobiło jej się żal, mieszkającego tam Draco.
Przez chwilę.
Scabior
wyciągnął z kieszeni różdżkę i machnął nią niedbale. Wokół potężnej bramy z
kutego żelaza pojawiły się kłęby czarnego dymu, przez które Szmalcownik brutalnie
ją przeciągnął. Podeszli do dużych drzwi, które Scabior otworzył mocnym
pchnięciem. W domu panował półmrok, co znacznie utrudniało jej widzenie.
Zamrugała szybko, stopniowo przyzwyczajając się do panującej wewnątrz
ciemności. Rezydencja była okazale udekorowana. Z sufitów zwisały kryształowe
żyrandole, a ściany zdobiły dziesiątki obrazów. Miękki, ciemnozielony dywan, po
którym szli, sprawiał ulgę jej obolałym stopom. Hermiona rozejrzała się
dookoła, przesuwajac wzrokiem po obitych aksamitem, szmaragdowych fotelach,
okrągłych stolikach, wszędzie wygrawerowanym
znakiem Slytherina i zielonych kotarach zasłaniających duże okna.
Scabior
zerknął na zmieniające się wraz humorem pana domu malowidło na suficie. Na
ciemnogranatowym tle lśniły miliony niewielkich gwiazdeczek, tworzących
wymyślne konstelacje. Uniósł kpiąco brwi, zastanawiając się co tym razem męczy
poharataną duszę Malfoya. Kątem oka obserwował pogrążoną w zadumie dziewczynę.
Jej gładką twarzyczkę wykrzywiał lekki grymas obrzydzenia. Sam z trudem się
przed tym powstrzymywał. Dom Malfoyów, przesiąknięty był zapachem śmierci,
który ani na chwilę nie dawał o sobie zapomnieć. Im dalej szli, tym bardziej
odczuwalna była panująca na dworze atmosfera. Aksamitny dywan przerodził się w
szmatę, przesiąkniętą lepiącą się do butów, powoli krzepnącą krwią. Obrazy były
opustoszałe, a lampiony pobite. Zasłony niedbale zwisały z sufitu, który
poczerniał niczym burzowe niebo. Zza zamkniętych drzwi, które mijali słychać
było jęki i przeraźliwe rzężenie. Hermiona poczuła jak serce podchodzi jej do
gardła. Popatrzyła spod oka na idącego obok niej Szmalcownika i zaklęła w
duchu. Jego maska wciąż była na swym miejscu. Zaczynała wątpić, czy to aby na
pewno tylko kamuflaż czy po prostu jego prawdziwe, choć nieludzkie oblicze.
-Powoli
zaczynałem się zastanawiać, czy nie powierzyłem Ci zbyt trudnego zadania.
Scabior
poczuł jak dziewczyna drgnęła na dźwięk przepełnionego jadem głosu Malfoya.
Twarz Lucjusza pozostawała nieporuszona, jednak zimne, stalowe oczy ciskały
gromy. Czyżby Czarny Pan był w domu...?
Szmalcownik
skłonił się nisko i z charakterystycznym dla siebie cynicznym uśmieszkiem,
popchnął Hermionę w kierunku Lucjusza.
-Jak
widać, szlama jest cała i zdrowa Panie Malfoy- powiedział, wkładając ręce do
kieszeni swego czarnego płaszcza.
Lucjusz
popatrzył z pogardą na stojącą na środku holu dziewczynę. Cała drżała, lecz na
jej twarzy nie malowało się nic, prócz czystej nienawiści. Jasnobrązowe loki,
przysłaniały ciskające błyskawice oczy. Zaschnięta strużka krwi znaczyła jej blady
policzek niczym groteskowo wyglądający tatuaż a cienka kurtka była w równie
fatalnym stanie co przemoknięte i ubrudzone posoką tenisówki.
-Połowa-
powiedział po chwili Malfoy, przenosząc wzrok na nonszalancko opartego o ścianę
Szmalcownika.
Scabior
pokręcił lekko głową.
-Nie
godzi się przyjmować gości w holu Pani Malfoy- mruknął, z trudem powstrzymując
się od uśmiechu.
Miał
dobić targu, a szydzenie ze sponiewieranego przez życie Malfoya, z pewnością by
mu w tym nie pomogło. Lucjusz popatrzył na niego wzrokiem w którym mieszała się
odraza, znudzenie i nienawiść.
-Nie
jesteś tu po to, by wytykać mi faux pas Scabior- wycedził, ze złością
zaciskając zęby- Pięćset galeonów i kolejny maruder do Twojej wesołej kompanii.
Szmalcownik
popatrzył na niego i uśmiechnął się rozbawiony.
-To
raczej kara Panie Malfoy- stwierdził i podwijając rękawy swego płaszcza,
podszedł do dziewczyny.
Wierzchem
dłoni przesunął po jej gładkim policzku, patrząc jak bacznie obserwuje go spod
oka. Bała się, na pewno się bała. Jednak ani na moment tego nie okazała. Mała,
silna bestia. Przebiegła szlama.
Warta
o wiele więcej niż pięćset galeonów.
-Obaj
wiemy, że to stanowczo za mało...- wymruczał, pochylając się nad kusząco
pachnącą panną Granger.
Szafran,
róża, w tle nieco miodu i... O tak, teraz wyraźnie to czuł. Zapach strachu
idealnie komponował się z kwiatową nutą, która toczyła zaciekłą bitwę z
wszechobecnym odorem krwi. Odorem śmierci.
Jego
ulubione perfumy.
-Koniec
gierek Scabior- warknął zniecierpliwiony Malfoy, mocnym szarpnięciem
przyciągając dziewczynę do siebie.
Hermiona
jęknęła cicho, w ostatniej chwili chroniąc się przed upadkiem. Nawet nie
zauważyła kiedy uwolniono z więzów jej skostniałe z zimna dłonie. Potarła
rękami obolałe nadgarstki i rozejrzała się po salonie Malofyów. Wysokie
sklepienie, zdobione było tworzonym przez wyobraźnię Lucjusza malowidłem. Na
ścianach wisiało kilka obrazów, które na tle pustego pomieszczenia sprawiały
koszmarne wrażenie. Jedynym meblem był stojący pod ścianą, obity ciemnozielonym
aksamitem fotel. Jej uwagę przykuła wąska strużka krwi, ściekająca po ścianie,
tuż przy jego zagłówku. Szybko zdała sobie sprawę, że szkarłatne smugi zdobiły
nie tylko ściany, ale i kamienną podłogę. Przełknęła głośno ślinę i odwróciła
się w kierunku holu. Toczący śmiertelną batalię na słowa mężczyźni, kompletnie
nie zwracali na nią uwagi. Uśmiechnęła się gorzko, zdając sobie sprawę, że ani
przez chwilę nie pomyślała o ucieczce. Co stało się dawną Hermioną Granger?
Ano
nic. Zniknęła.
-Nie
bądź śmieszny- warknął Malfoy, mierząc Szmalcownika pełnym gniewu wzrokiem.
-Mógłbym
powiedzieć to samo, ale kultura osobista mi nie pozwala. Nie godzi się przecież
obrażać pana domu...- mruknął Scabior i mrużąc oczy przyjrzał się stojącej za
Lucjuszem dziewczynie- Niech będzie. Połowa i mnie nie ma.
Malfoy
uniósł lekko brwi, wyraźnie zdumiony postawą Szmalcownika. Najemnicy rzadko
targowali się z nim o cenę, jednak do wysokich wymagań Scabiora, był
przyzwyczajony. Arogancki Szmalcownik był cierniem w jego oku, z chęcią by się
go pozbył. A to było teraz kompletnie nie możliwe, był zbyt potrzebny.
Popatrzył
podejrzliwie na stojącego przed nim Szmalcownika i wyciągnął z kieszeni
skórzaną sakwę.
-Masz
i wynoś się stąd- syknął, rzucając Scabiorowi zapłatę.
Szmalcownik
złapał sakiewkę i przez chwilę warzył ją w dłoni. Po chwili uśmiechnął się i
kłaniając się nisko, pstryknął palcami.
-Nie
cierpię robić z Panem interesów, Panie Malofy- stwierdził i zmieniając się w
obłok czarnego dymu, deportował się.
Każdy
wschód słońca niesie ze sobą coś nowego. Symbolizuje lepsze życie, niesie
nadzieję, daje poczucie bezpieczeństwa. Czy jednak na pewno? Czy nowe znaczy
lepsze? Czy nadzieja nie jest tylko przyjemnym kłamstwem, wytworem naszego
kurczowo pragnącego egzystencji umysłu? Czy bezpieczeństwo nie jest tylko
złudnym stanem naszej umęczonej duszy?
No nie jak on mógł ją ot oddać, no! Podziwiam Hermionę, ja już dawno zaczęłabym histeryzować.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie komentarze. Naprawdę doceniam, ze ktoś to jeszcze czyta. Było to moje pierwsze blogowe dziecko i mam do niego ogromny sentyment. Liczę, że dotrwasz do końca i podzielisz się swoimi wrażeniami. Buziaki!:)
OdpowiedzUsuń38 yr old Structural Engineer Rycca Baines, hailing from Gimli enjoys watching movies like "Truman Show, The" and Polo. Took a trip to Kasbah of Algiers and drives a Eclipse. isc
OdpowiedzUsuń